Wbiegłam tam. Dosłownie czułam, jakbym tam leciała niesiona na skrzydłach tej samej ekscytacji, którą czuję za każdym razem, kiedy tam jestem. Zatrzymałam się oszołomiona przed małymi schodkami, kiedy światło z góry pozbawiło mnie na chwilę wzroku. Podziękowałam w duchu za to, że tam jest. Mimo wszystko czuję się lepiej, kiedy nie widzę tych setek oczu patrzących w moją stronę z zaciekawieniem, liczących na to, że zobaczą coś, co ukoi ich samotne dusze, które zaprowadziły je dziś wieczór właśnie w to miejsce. Przymknęłam oczy. Założyłam maskę i zaczęłam, czując jak dostaje skrzydeł na myśl o nowej przygodzie na scenie. Stałam się kimś nowym z inną historią, innym życiem. Mogłam zrobić wszystko z moim ciałem, manewrować mimiką i nie bałam się ośmieszenia. Tutaj mogę założyć maskę i być kim chcę, kim tylko chciałabym być. Wymyślić nową siebie i zacząć od początku. Aplauz, aplauz, brawo! Z widowni dochodzą krzyki.
Zawsze mnie to dziwi, jak bardzo ludzie lubią nieprawdziwe historie.
Wstałam. Właściwie ledwo zwlekłam się z łóżka. Moje nogi nie chciały mnie słuchać, zupełnie jakby nie należały już do mnie. Każdy ruch jakoś bolał, mimo że fizycznie nic mi nie dolegało. Poszłam do łazienki. Przymknęłam oczy. Ciężko było mi oddychać przez chłodne zimowe powietrze, a może to była tylko szybka wymówka, którą próbowałam podświadomie usprawiedliwić swój dzisiejszy stan. Spojrzałam w lustro na zmęczoną twarz. Na zegarek. Zaraz 8.00. Z cichym westchnieniem założyłam maskę i ruszyłam do przodu- och, tak super dzisiaj wyglądasz, taki piękny mamy dzień! Jutro skoczymy na kawę i zobaczysz, wszystko będzie dobrze! Znowu aplauz, znowu brawo, każdy jest szczęśliwy. A wydawało mi się, że wyszłam już z roli.
Chyba nigdy z niej nie wychodzę.
Maska. Potężna rzecz. A jaką siłę musi mieć ten, który nosi ją na co dzień. Bo choć chwilami bardzo pomocna w przetrwaniu dnia powszedniego, jej używanie wymaga ogromnej ilości energii. Mimo to i tak nie ma to znaczenia, czy idę ulicą, biegnę na autobus czy siedzę w szkolnej ławce, zawsze noszę maskę, zawsze widzę maski, nawet częściej niż w teatrze. Zastanawia mnie, kim są ci ludzie dookoła mnie, którzy każdego ranka wchodzą w swoją rolę, cały dzień odgrywając ją z mniejszą lub większą precyzją. Mówię: tak, znam ich. Ale kim są naprawdę, kim byliby na co dzień, gdyby nie bali się ludzi, którymi stają się, leżąc w łóżku przy zgaszonym świetle, kiedy noc zabiera im resztki sił i maska opada sama z siebie?
Kim są, kiedy nikt nie patrzy?
W dziwnym świecie przyszło nam żyć. Teraz każdy jest aktorem, mniej lub bardziej doświadczonym, codziennie albo trochę rzadziej. Teraz każde zdanie jest linijką tekstu z ogólnie przyjętego scenariusza i nie wszyscy potrafią powiedzieć je tak, żeby nie brzmiało jak z pamięci. Chcielibyśmy osiągnąć perfekcje, znaleźć idealny świat, ale wszystko jakieś takie plastikowe i sztuczne się wydaje, kiedy na insta wlatuje kolejna obrobiona focia, ukazująca zresztą tylko fragment, ustawioną chwilę życia. Zdarza nam się coraz częściej zapominać, że to, co idealne, nigdy nie będzie szczere.
Czy to już podchodzi pod kłamstwo, jeśli „tylko” ukrywamy prawdę?
Nosimy maski i wydaje mi się, że już nie będziemy w stanie bez nich żyć. Potrzebujemy ich, bo świat czasami wymaga od nas rzeczy niemożliwych. W pracy. W domu. Tak o, na co dzień. Czasem to jedyna rzecz, która pozwala nie zwariować, bo, no wiadomo: łatwiej jest coś w sobie schować, niż pokazać naszemu cudownemu światu, że coś nas nurtuje, odbiera siły, może wręcz zwala z nóg. Jak błoga jest ta chwila odstresowania, kiedy można przynieść się w inny, stworzony przez siebie świat, w którym nie ma granic, choć scena ma dwa końce, a kurtyna w końcu zostanie opuszczona. Ludzie lubią nieprawdziwe historie, bo do jakiegoś stopnia są w stanie je kontrolować. A życie? Jest ciągłą zagadką. Boimy się tylko tego, co nieznane.
Życie to nie teatr? Teatr. Scena, na której lśnią tylko ci, którzy najumiejętniej posługują się magią masek. Coraz częściej nakładamy je automatycznie, nie myśląc nawet o tym co i jak robimy. Coś przyjęliśmy za naturalne i ciężko nagle zrobić to inaczej. No bo to tak dziwnie by było, na pytanie „Wszystko w porządku?” odpowiedzieć „Nie”, prawda? Na twarz zawsze wchodzi promienny uśmiech, nawet jeśli w środku boli każdy skrawek duszy, a jedyne czego pragniemy, to żeby ktoś posłuchał o naszych smutkach, bo za chwilę wybuchniemy z nadmiaru emocji. Wszyscy jesteśmy czasem wkurzeni, wkurzający i wszyscy wokół też nas wkurzają. Wszyscy mamy problemy, problemy powodujemy, może dla kogoś jesteśmy problemem, ale wciąż nasze słabości ukrywamy pod kolorowymi maskami i zawsze będziemy to robić. Urok człowieka tkwi w jego nieidealności, od której tak bardzo staramy się odejść.
A nigdy nie odejdziemy.
Wszyscy trochę kłamiemy, kiedy nosimy maski. Ale jak wspaniałe to uczucie znaleźć kogoś, z kim można podzielić się prawdą. Kogoś, z kim będziemy mogli stworzyć własny teatr, ten bezpieczny, w którym mimo gry aktorskiej, której świat już zawsze będzie wymagał, wszystko i tak będzie prawdziwe. Teatr bliskości niewymuszonej i całkowicie naturalnej, takiego zrozumienia, że słowa nie będą już więcej potrzebne. Kogoś, kto zdradzi nam tajniki swojej gry aktorskiej i rozpozna nasze własne na tyle, że jedno spojrzenie w oczy wystarczy do poznania prawdy. A we dwoje wszystko wygląda inaczej. Tak bardzo łatwiej.
Żeby nie było, że nachwaliłam i nie ostrzegłam – to nie łatwe i z pewnością zajmie dużo czasu. Jak każde przedstawienie, również życie jest serią prób, długim procesem doboru strojów, tworzenia masek, nieprzespanych nocy i stresu, ale na pewno czymś wartym zachodu, chociażby dla doświadczenia końcowego efektu. Kiedy jest w takim razie premiera, wielki wieczór ze światłami i niekończącym się aplauzem? W momencie, kiedy nie boimy się już żyć bez maski, bo mamy kogoś, kto również swoją maskę zdejmuje przy nas.
Brak konkretnego terminu. Lista gości- niezdefiniowana. Nie zwlekajcie jednak za długo z przygotowaniami! Wypadałoby zdążyć z premierą, zanim zwolnią was z teatru.
~~~~~~
Jorge Marín to meksykański artysta rzeźbiarz tworzący w brązie niesamowite rzeźby zamaskowanych aniołów-gimnastyków. Wsparte zazwyczaj tylko na jednym punkcie igrają z zasadami grawitacji, mając w sobie lekkość, której nigdy nie spodziewalibyśmy się zobaczyć w tak ciężkim materiale. Maski, które stały się nieodłącznym wręcz elementem jego prac, są próbą depersonalizacji postaci, które rzeźbi, pozostawiając odbiorcy możliwość utożsamienia się z pełnymi gracji figurami i odpłynięcia na chwile myślami do innego świata, do własnego teatru, którego każdy z nas potrzbuje.
Więcej prac Jorge można zobaczyć tutaj.