Zaskakujące jest to, w jaki sposób przecinają się ludzkie ścieżki. W drodze do Krakowa, na dworcu głównym w Warszawie, po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak bardzo czasem nie panujemy nad swoim losem, a w naszym życiu prawie nigdy nie zdarzy się to, czego się spodziewamy. Moje przejawiające się w każdej podróży roztargnienie tym razem kazało zgubić mi rękawiczkę w tłumie ludzi spieszących się ciągle, wszędzie i na wszystko. A zostało 5 minut do odjazdu. Cudnie. Sama już nie wiem, czy byłam bliższa załamania czy wybuchnięcia śmiechem, kiedy pewien młody chłopak o rudych włosach podbiegł do mnie i wręczył zgubę, trajkocząc tak szybko, że wyraźnie dotarło do mnie jedynie krótkie „Miłego dnia!”. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on pobiegł dalej, a ja tylko patrzyłam, jak rozpływa się w tłumie ludzi na peronie, wsiadających do pociągów, które zaprowadzą ich do marzeń… albo donikąd.
Bardzo nie lubię kiedy Los, w chwilach takich jak ta na peronie, daje mi zbyt mało czasu, bym mogła choć trochę nad nim zapanować. Hej, Losie, słyszysz? NIE LUBIĘ. Nie dałeś mi szansy poznać rudzielca, przyjrzeć się mu, a nawet zapytać o imię. A co jeśli to właśnie był człowiek, który wywróciłby mi życie do góry nogami? Nauczyłby mnie czegoś, pokazał świat na nowo, stałby się oparciem, pomocą, przyjacielem, ukochanym? A może dzięki niemu poznałabym dziewczynę, której chłopak ma wujka, którego siostra zna jakiegoś arabskiego szejka, który dałby mi kasę na studia za granicą?!? Ale rudy tylko wsiadł do pociągu i jego historii, tak jak tych wielu innych ludzi, nigdy nie będzie mi dane poznać. Ciuch, ciuch!
Easy peasy Kama. Los wie co robi.
Nasze ścieżki krzyżują się i plączą, często bez naszej wiedzy i kontroli. Niektóre z nich są tylko na chwilę, tak jak moja i rudzielca z peronu, za dużo do życia nie wnoszą, a zostawiają jedynie ulotne wspomnienia. Niektórych z nich nie chcemy, przysparzają nam tylko kłopotu i bolą, bolą bardzo, stają się powodem nieprzespanych nocy, choć na początku wydawały się być zapowiedzią nieskończonej radości. Inne uszczęśliwiają naprawdę i będąc czasem jedyną motywacją do wstania z łóżka, nadają życiu sens.
Ale momencik, momencik, chwilunia! Jak to w sumie działa?
Nie na wszystko mamy wpływ, ale jakiś jednak mamy. Jeśli ścieżki mają się przeciąć, to się przetną. Jeśli masz cierpieć, to będziesz. Jeśli masz krzyczeć, skakać z radości czy z krawężnika, płakać ze szczęścia czy rozpaczy, tańczyć, śpiewać, przemówić, bać się, zmienić świat… to zrobisz to. Cokolwiek by się nie działo, ma to swój cel. Nauczyć cię czegoś, czego jeszcze nie potrafisz, abyś mógł stać się człowiekiem, którym powinieneś być. Musisz tylko pozwolić ścieżkom się przeciąć. Trochę pomóc losowi, zrobić to, co dyktuje Ci serce, odezwać się jako pierwszy, podać pomocną dłoń, zerknąć dyskretnie, odważnie zrobić krok do przodu. Tyle (i aż tyle).
Zawsze mnie śmieszy trudność tej prostoty.
Ale być może taki jest właśnie sens naszego życia.
Bo w pewnym momencie krzyżują się dobre ścieżki, idą równolegle, aż w końcu pokrywają się ze sobą i tworzą jedną, uczą, pocieszają, zmieniają nas samych. Najpiękniejszy jest tu element zaskoczenia i konieczność podjęcia ryzyka, bo nikt nie jest w stanie powiedzieć, jaka kombinacja będzie właśnie TĄ, która zmieni wszystko. Może zdarzy się to w kawiarni, kiedy próbując zrobić sobie przerwę od życia, zobaczysz kogoś samotnie popijającego kawę i w przypływie podświadomej odwagi, podejdziesz i skrzyżujesz wasze ścieżki, być może bez sensu i na chwilę.
Być może na dłużej.
Może ci to przynieść tylko nieprzespane noce i zmartwienia, możesz płakać, krzyczeć, cierpieć i przestać sobie radzić ze wszystkim.
Możesz w końcu mieć kogoś, dla kogo będzie warto żyć.
Musisz ciągle mieć się na baczności. W każdym tłumie i na każdym pustkowiu może znaleźć się ktoś wyjątkowy. Czasem zdarza się, że ludzie czują, które ścieżki powinny się przeciąć. Czują, ale nie wierzą i patrzą tylko, nie do końca nad tym panując, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Bo wiedzą, że dzisiaj na pewno coś się zdarzy.
Być może ty też kiedyś spotkasz rudzielca, dzięki któremu po długim okresie braku weny twórczej i totalnej załamki, będziesz mógł w końcu stworzyć coś, cokolwiek. I w końcu poczujesz się dobrze.
Najważniejsze, by znaleźć odwagę i pozwolić, by ścieżki się przecinały. Tak, wiem, wiem. To nie proste i z pewnością nie bezbolesne (Pssst! Jak wszystko w życiu 😉 ). Ale nawet pośród nieszczęścia i smutku da się znaleźć dobre serca. W skromnej pani ze sklepu, dziewczynie siedzącej na przystanku, chłopaku biegającym po parku, możesz spotkać przyjaciela. Możesz spotkać kogoś, kto zrozumie Ciebie i Twoje marzenia. Kto zawsze będzie obok i pójdzie za tobą na koniec świata. Z kim swobodnie i w pełnym szczęściu będziesz mógł kiedyś radośnie tańczyć w deszczu.
To jak? Gotowi na ryzyko?
~~~
Malowane jakby w pośpiechu i z wielkim luzem prace Paula Kamińskiego, są odbiciem ulotnych marzeń i chwil, które mogłyby się w naszym życiu zdarzyć. Często niejednoznaczne i subtelnie rozmazane obrazy, przyciągają uwagę widza cieszącymi oko kolorami i namiastką tajemniczości w niewidocznych dobrze twarzach. Ten niemiecki artysta urodzony w Kazachstanie poprzez swobodną technikę i lekkość przedstawienia, pozostawia odbiorcy wolną rękę w interpretacji i delektowaniu się magicznymi momentami, mistrzowsko uwiecznionymi na płótnie.