Opowiadałam wam kiedyś historię o teorii i praktyce? Tak, naprawdę uwielbiam ten fakt, że nic nigdy nie jest takie, jakie wydaje się być na pierwszy rzut oka. W teorii jest teraz środek nocy. Leżę w swoim łóżku gapiąc się uparcie w sufit, który jest dzisiaj tak zimny i pusty, że czuję, jak ta pustka wypełnia mnie w całości, jak mogłaby mnie dzisiaj idealnie definiować. W praktyce jestem jednak daleko od domu. Idę drogą, której nie znam, by w końcu dotrzeć do miejsca, które już dawno przestało istnieć w sposób, w jaki miało w zwyczaju. Dawno mnie tu nie było. Wróciłam równie nagle jak samo wspomnienie o nim, zawędrowałam pod impulsem myśli gdzieś, gdzie nikt już nie śledzi mojej historii. Choć przyszłam tu z tęsknoty, do której nawet przed sobą się nie przyznaję, to stoję teraz z założonymi rękami, więdnąc w środku z rozczarowania, które łapie mnie znienacka, bo we wspomnieniach wszystko miało więcej kolorów, było jakieś radośniejsze i żywsze. Inne.
Nigdy nie chciałam dorastać. Ani tata wracający późno z pracy, ani mama zasypiająca w połowie opowiadania mojej ulubionej bajki (sic!) nie były wystarczająco zachęcającymi zjawiskami do uniezależnienia się i „pełnej wolności”. Nie potrafiłam zrozumieć dzieci w przedszkolu, które bawiły się w „dom”, ani dziewczynek marzących o pięknych makijażach i wysokich szpilkach. Ja bawiłam się w piratów i w syrenki, nakładałam na głowę garnki, a prześcieradła służyły mi za kurtynę domowego teatru. Im dalej było mi do dorosłości, tym lepiej się czułam i zostało mi tak do dziś. Podobno do szóstego roku życia dzieci nie potrafią oddzielić świata wyobraźni od rzeczywistości. Chociaż jestem już trzy razy starsza, czasem mam wrażenie, że nie pozbyłam się do końca tej niewyjaśnionej cechy i coś mnie pcha do tego, żeby beztrosko, jak kiedyś, rzucić wszystko w cholerę, leżeć na werandzie do późnej nocy i biegać boso w deszczu po trawie.
Utknęłam teraz w pewnym momencie czasu. Wszystko stanęło nagle w miejscu i stoi, jakby nie miało się nigdy ponownie ruszyć. Nie wiem, czy to kwestia pandemii, czy naturalne uczucie, którego człowiek doświadcza przed studiami i „oficjalnym” wejściem w dorosłość, ale spędzam teraz dnie ze świadomością nadchodzących zmian, nie mogąc sobie jednocześnie wyobrazić ich zajścia. Życie, które ma dla mnie nadejść wychodzi poza znane mi schematy, jest niewiadomą, ciągnącą się po krańce wszechświata. I nie rozumiem, dlaczego właśnie w tym czasie przestajemy patrzeć na świat, jakbyśmy go doświadczali za każdym razem po raz pierwszy?
Wraz z dorastaniem przychodzi jednak samotność, bo cena wyrwania się ze schematu bycia dorosłym jest zbyt wysoka dla większości ludzi, a nie każdego stać na aż taki kredyt zaufania do samego siebie. Dlaczego dorosłość kojarzy się ze stabilizacją i równowagą skoro w miarę upływu czasu świat staje się tylko coraz bardziej skomplikowany? Mam wrażenie, że im więcej wiem o życiu i jego wybrykach, coraz mniej rozumiem jak działa, co kiedy robić i komu ufać. Podważam autorytety. Rozkminiam od podszewki. Kiedy oczu nie zakrywa już żadna mgiełka niewinnego myślenia, ludzie stają się potworami, a świat dość złym miejscem, dla którego nie widać nadziei na horyzoncie.
Dlatego też często czuję się jak mała łódeczka na środku oceanu. Kiedyś stałam bezpieczna w porcie, nie wypływając na głębokie wody, pod asekuracją dwóch doświadczonych marynarzy. Mogłam jeść piasek, śmiać się głośno podczas zabawy, seplenić, a nieznajomi cieszyli się z posyłanego im pośpiechu. Teraz dostaję od świata pytania, na które nie ma jasnych odpowiedzi. Nie wiem kiedy relacje z ludźmi stały się tak skomplikowane, rzeczywistość zaczęła blaknąć, a w moich ukochanych zabawkach zaczęłam dostrzegać szansę na zysk zamiast czystej radości. Mam tylko jedną lampkę w dłoni podsycaną gasnącą chwilami nadzieją, którą oświetlam sobie drogę przez najciemniejsze zakamarki mojej duszy, do których docieram podczas poszukiwań najbardziej niejasnych odpowiedzi wszechświata.
I tak mnie to bardzo męczy, tak bardzo nie chce stać się tego częścią. Wracam do swoich sekretnych miejsc, które kiedyś były lekarstwem na każde zło świata, ale dzisiaj nawet tam dociera do mnie, jak wiele ciężkich wyzwań jeszcze mnie czeka. Dziwne rzeczy dzieją się wokół mnie. Przygniatają, zakłócają spokój młodych myśli i niepostrzeżenie chcą wpasować je w jakiś schemat, zakłócić jasność, której tak bardzo potrzeba teraz ludzkości. Chowam się przed tym, uciekam, choć nie ma miejsca, w którym mogłabym się ukryć.
Coraz częściej dochodzę do wniosku, że życie, kiedy już dorastasz, jest po prostu jednoczesną sztuką akceptacji rzeczy niezmiennych i ciągłych zmian. Stojąc w miejscu moich własnych wspomnień czuję się jak jakiś intruz, jakbym weszła w życie kogoś zupełnie innego. Słowa, kiedyś tak przejrzyste i czułe, mieszają się z dziwnymi odgłosami, tym niebezpiecznym szemraniem dochodzącym z zewnętrznego świata. Znowu czuję podmuch przeszywającego mnie lodowatego wiatru, a z każdą sekundą dociera do mnie prawda, której tak bardzo nie chciałam nigdy znać. Świat idzie do przodu i nie mam takiej siły, żeby go powstrzymać.
Ale to jest okej. Niech sobie idzie. Przecież jak chcę, to dalej mogę siadać wieczorami na tarasie patrząc z zadartą głową w gwiazdy, skakać przez kałuże i śmiać się, kiedy tylko będzie okazja. Będzie mi w życiu ciężko, wiem, bo chcę wybrać jedną z najmniej utartych ścieżek świata. Gdzieś w głębi duszy jednak czuję, że robiąc inaczej, straciłabym siebie.
Muszę się starzeć, ale dorastać nikt mi nie każe, prawda?
~~~~~
Aron Wiesenfeld to amerykański artysta, na którego prace trafiłam zupełnym przypadkiem, ale zauroczyły mnie od pierwszego spojrzenia. Wielka tajemnica i niezgłębiona melancholia osnuwają delikatnie każdy z jego obrazów, czyniąc je w dziwny sposób niepokojąco pięknymi. Sylwetki dzieci umieszczane na tle bezludnych przestrzeni są dla mnie symbolem uciekającego dzieciństwa i odejścia od niewinności. Świat, który tworzy artysta jest światem pełnym niezgodności, gdzie zimą jeździ się rowerem i nosi krótkie spodenki, życie kontrastuje ze śmiercią, a dorosłość miesza się z dzieciństwem. Te namalowane w charakterystycznym dla niego stylu dzieci wrzucone zostały na głęboką wodę, do świata niezależności i pozornej łatwości i z konsternacją próbują stawić czoła wyzwaniom dojrzałego świata, wciąż pozostając jednak w środku zwykłymi dziećmi. Jak my wszyscy.
Zdjęcia umieszczone we wpisie i więcej prac artysty można zobaczyć tutaj.