Bycie rodzicem to musi być przygoda. Serio. No bo pomyślcie, jak wchodzi w twoje życie taki mały bąbelek, patrzy na ciebie swoimi wielkimi oczkami i wiesz, że to od ciebie w dużej mierze zależy to, jak będzie wyglądało jego życie, to aż się słabo człowiekowi robi. Zdecydowanie częściej mówi się w tym przypadku o roli matki, więcej jest dzieł sztuki poświęconych rodzicielkom, a statystyki mówią, że 26 maja celebrujemy znacznie chętniej niż 23 czerwca. Czemu? Dobre pytanie! Przecież tatusiowie też swoje wkładają w rozwój dziecka. Różnie się w tym sprawują, to prawda, ale od siebie powiem, że od taty, jeśli chodzi o życie, nauczyłam się więcej niż od kogokolwiek innego. To mój cichy bohater.
Przewodnik przez życie
Trafiają się ludzie, którzy mają w sobie dobrą energię i za jednym ruchem potrafią wyciągnąć słońce zza najciemniejszych chmur. Taki jest właśnie mój Tata. Z każdym kolejnym krokiem przez świat, kiedy On trzymał mnie za rękę, życie stawało się bardziej kolorowe. Czasem nawet nie wiem, jak mogłabym opisać szczęście, które spotkało mnie właśnie dzięki niemu, dzięki całej tej cierpliwości, którą dla mnie znalazł, odwadze, której mnie nauczył i czasie, którego nigdy nie było mi za mało. Mogłam zapytać o wszystko i gadać bez końca, śmiać się, płakać, przeżywać wszystko całymi dniami, mówić wszystko o moim świecie. I nadal mogę to robić i będę, dopóki mi los pozwoli. To on upewniał mnie w tym, że idę dobrą drogą, wspierał jak mógł i interesował się każdym moim marzeniem. Każdy, bez względu na wszystko, zasługuje na taki wzór ojca. Kogoś za kim bez strachu można podążać krok za krokiem, odkrywając piękno naszego świata.
Nie kwestia więzów krwi
Nie zawsze jednak człowiek ma to szczęście, żeby od dziecka mieć przyjaciela w rodzonym ojcu. I zdarza się tak nie raz, również w artystycznym świecie, że rolę tę przejmuje ktoś, z kim nie wiążą nas więzy krwi, ale sprawdza się w niej lepiej, niż mogłoby się wydawać. Dla artystów takich jak Monet, Renoir, czy Van Gogh droga artystyczna nie była prosta, a „Ojczulek Tanguy”, jak pieszczotliwie nazywali go twórcy, spadł im dosłownie z nieba w najcięższych czasach. Poczciwy staruszek, do którego należał sklep z artykułami malarskimi na Montmartre, często przyjmował jako zapłatę obrazy zamiast pieniędzy, mimo że wiedział, jak niewielkie szanse ma na ich przyszłe sprzedanie. Był jakiś piękny rodzaj miłości, podobnej do tej ojcowskiej, między nim a malarzami, która dodawała skrzydeł obu stronom. Szczególnie mocną relację miał z Julianem Tanguy Vincent van Gogh, dla którego sprzedawca był wielkim wsparciem.
Rola nie dla każdego
Zaniedbujący rodzinę, skupiony na sobie, bije żonę, zdradza na lewo i prawo, a potem odchodzi bez słowa. Z jakichś powodów kultura nauczyła nas takiej wizji „złego ojca”, która niestety sprawdza się też czasem w prawdziwym życiu. Jeśli zrobilibyśmy konkurs na najgorszego tatę-artystę ever, to Paul Gauguin z pewnością zdobył by ten tytuł. Po tym jak jego maklerska kariera nie wypaliła, postanowił malować, ale daleko od domu – wyjechał lansować się w Paryżu, po czym trafił na Tahiti, gdzie zabawiał się całymi dniami z trzynastoletnimi dziewczynami, zarażając po kolei kiłą każdą z nich. Ah, no i zmarł przez tę chorobę w wieku 54 lat. Oh ironio.
Skazy życia
Wiadomo, że życie nie oszczędzi nikogo z Nas. Nie ważne jak bardzo chcielibyśmy mieć idealnie relacje z rodzicami i piękne zdjęcia, na których każdy się uśmiecha, to jesteśmy tylko ludźmi – popełniamy błędy i ubywa nam wdzięku przez cały czas. Dlatego zawsze lubiłam malarstwo Luciana Freuda, wnuczka słynnego twórcy psychoanalizy, po którym malarz swą umiejętność wnikliwej analizy prawdopodobnie odziedziczył. Nie jest przyjemnie nam patrzeć na ludzi w ich brzydocie, zniszczonych przez czas, zmęczonych przez życie. Do Freuda juniora trzeba dorosnąć, ale jedno jest pewne – pokaże nam prawdę, której nie chcemy widzieć. Rzeczywistość nieidealną, jednak wciąż dziwnie piękną. Starzeć się będzie ojciec i starzeć się będzie też dziecko, ale więź, jeśli jest szczera, zostanie mimo wszystko.
Nic nie trwa wiecznie
Wiem, że nie zawsze będę tak szczęśliwa w ten dzień. Wiem, że kiedyś usiądę tylko wieczorem i spłyną mi do oczu łzy, których już dzisiaj wielu ludzi nie umie powstrzymać. Życie już takie jest, że nie daje nam zgody na wieczność i choć boli nas bardzo ta prawda, możemy ją tylko zaakceptować. Wiem też jednak, że są więzi między ludźmi, których nie rozłączy nawet śmierć, a jedyne co mogę zrobić to tylko je wzmacniać, póki mam czas. I właśnie to robię: celebruję, łapię chwilę, tworzę wspomnienia. I modlę się czasem w duchu, żeby każdy z nas potrafił to robić, bo nie ma nic gorszego, niż świadomość, że jest już na coś za późno.
Nasi ojcowie są ludźmi. Ludzie nie są idealni i znikają ze świata szybciej, niż by chcieli. Ja bym tylko chciała, żeby każdy miał to szczęście znaleźć swój ojcowski ideał, tak jak ja znalazłam mój. I choć Tata jest tylko zwykłym człowiekiem, w moich oczach zawsze będzie moim cichym bohaterem.