Mamo… mogę z Tobą pogadać? To znaczy, eh, wiem, że to głupie pytanie. Przecież zawsze mogę. Cały czas mi powtarzasz, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, na dobre i złe, gotową zawsze wysłuchać tego, co mam do powiedzenia… No, może nie zawsze, ale Ty też jesteś tylko człowiekiem i masz swoje gorsze dni, a mimo to zawsze przychodzisz do mnie z uśmiechem na twarzy i dajesz z siebie wszystko, bez względu na miejsce i porę. Wiem, że powinnam Ci to mówić codziennie, a nie tylko w ten jeden dzień w roku. Ale myślę, że właśnie po to są takie dni, żeby wyrwać się na chwilę z tego ciągłego zamieszania, w którym każda z nas się gubi, i powiedzieć Ci tak prosto i z serca, że bez Ciebie najzwyczajniej w świecie nie potrafiłabym żyć.
Może czasem w to wątpisz, ale ja naprawdę wiem, ile dla mnie robisz, mimo że moje zachowanie nie zawsze jest dobrym poparciem tego, co teraz mówię. Większości rzeczy nie mogę nawet pamiętać, są zakopane gdzieś w podświadomości tego dziecka, którym kiedyś byłam, a dla którego cały świat kręcił się wokół jednej, najpiękniejszej na świecie kobiety, nawet jeśli ograniczał się wtedy tylko do podwórka i czterech ścian przedszkola. Pamiętam, jak tańczyłaś ze mną do najukochańszych piosenek, pokazałaś jak zrobić przepyszne ciasteczka i patrzeć na świat z dystansem do wszystkiego i wszystkich. I mimo że byłam wtedy za mała, żeby zapadło mi to w pamięć, to czasem wydaje mi się, że słyszę Twój radosny śmiech, który rozbrzmiał, kiedy postawiłam swoje pierwsze kroki. Byłaś przy moich wszystkich sukcesach, nie ważne czy w końcu sama zawiązałam buciki czy udało mi się spełnić większe marzenia. Ty zawsze dawałaś mi nadzieję. To dzięki Tobie chcę marzyć, umiem kochać, wiem jak żyć.
Mama to jedno z niewielu słów, które w każdym języku brzmi podobnie, jednak kiedy mówię je do Ciebie, wydaje się tak wyjątkowe i niepowtarzalne. Choć świat nie zawsze jest taki kolorowy, jak chciałabym, żeby był, dzięki Tobie wiem, w której szufladzie mogę znaleźć kredki i różowe okulary. Nauczyłaś mnie nigdy się nie poddawać i dostrzegać w każdym człowieku dobro, którego tyle masz w sobie. Dzięki Tobie wiem też, że kredki się czasem łamią i trzeba chwilami zaakceptować to, że nic już się nie da zrobić, a najciemniejsze dni spędzić z tymi, których się kocha. Właśnie. Od Ciebie można się uczyć miłości, tej najpiękniejszej ze wszystkich, bo bezwarunkowej i cierpliwej. Trzeba potrafić wybaczać. Potrafić zawsze być. Zostawać.
Do dziś nie mam pojęcia, skąd brałaś cierpliwość, by w kółko powtarzać mi wszystkie najważniejsze prawdy życia, znosząc ciągły sprzeciw, wykrzykiwane zachcianki i szacunek, którego często brakowało. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak bardzo bolały cię plecy od trzymania za rączkę twojej małej istoty i jak bardzo pękała głowa od krzyków i ciągłego niewyspania. Ty jednak zawsze miałaś siłę, by pokonywać te wszystkie przeciwności. Tak wiele razy w głowie pojawiły mi się słowa, które nie ujrzały na szczęście światła dziennego, ale zostały w pamięci i do tej pory błądzą gdzieś między wspomnieniami. Choć czasu nie cofnę, a „przepraszam” to tylko zlepek liter, to i tak chcę Cię przeprosić za wszystkie kłótnie, ciąganie za włosy, trzaskanie drzwiami i cokolwiek jeszcze złamało twoje złote serce. Tak bardzo mi wstyd za te złe słowa, które dosięgnęły Twoich uszu. Tak bardzo mi wstyd za te wszystkie niewypowiedziane.
By zrozumieć pewne rzeczy musiałam trochę podrosnąć. Ty zawsze przecież chciałaś dla mnie dobrze. Nigdy nic na złość, by uprzykrzyć codzienność, ale by pokazać jaki jest świat i co mnie może czekać. Bo ta wata cukrowa, której czasem nie chciałaś mi kupić, nie była zwykłą złośliwością, a próbą pokazania, że nie mogę i nie będę mieć wszystkiego. Przez tą zimową czapkę, na której nałożenie tak bardzo nalegałaś, dałaś do zrozumienia, że zdrowie jest ważniejsze niż wszystko. Byłaś przy mnie zawsze, nie ważne czy w zdrowiu, chorobie, smutku czy radości, by przez poświęcanie siebie nauczyć mnie wyrozumiałości dla innych. Wiem, że jeszcze dużo rzeczy będę musiała w życiu zrozumieć. Ale czy będę kiedyś w stanie, Mamo, być tak odważna jak Ty?
Wiesz Mamo, nie chcę Cię tutaj specjalnie nastawiać na to, że teraz czekają Cię najgorsze na świecie rzeczy, a z drugiej strony ciężko mi zapewnić, że nie będzie bolało. Bo zmiany w życiu zachodzą ciągle i nawet jeśli nie są bardzo bolesne, to wprowadzają w przewlekłą melancholię i zadumę nad tym, co było, z widokiem na to, co nadchodzi. Te szpilki, kiedyś o dziesięć rozmiarów na mnie za duże, dziś są o dwa za małe, a dziecko, które bez ciebie nie potrafiło przeżyć pięciu minut, znajdzie z czasem innych ludzi, bez których nie będzie mogło żyć. Ale pamiętasz jak mówiłaś, że zawsze będę Twoją małą córeczką? Gdzieś głęboko wiem, że to prawda. Nieważne jak daleko pójdę i kogokolwiek pokocham, Ty zawsze będziesz dla mnie najważniejsza na świecie.
Mamo, obiecasz mi coś? Wiem, że to pytanie może wydawać się głupie. Ale obiecaj mi proszę, że zawsze przy mnie będziesz. Że zawsze będę mogła przyjść i przytulić się do Ciebie, nawet jak będę już miała własne dzieci do przytulania. I obiecaj mi Mamo, że nigdy w siebie nie zwątpisz. Wiem, że to nie łatwe zawsze mieć nadzieję. Ale byłaś przecież w stanie pokazać mi, jaki piękny jest świat, bez względu na to, że ludzie czasem zawodzą, a do oczu cisną się łzy z najzwyklejszego zmęczenia. Ta siła przecież ciągle gdzieś w Tobie siedzi. Wiem to. I cały czas mam cichą nadzieję, że znajdę ją też w sobie, by móc powiedzieć kiedyś swoim dzieciom, jak to pięknie jest być Mamą.