Wiem, że jak nie będzie o czym gadać, a nawet jak będzie, to i tak rozmowa zawsze zejdzie na marzenia. Nieważne w jakim towarzystwie się znajdę, w jakim miejscu, o jakiej porze. Przyszłość zawsze jest czymś, co przyciąga swą tajemnicą i elastycznością, zostawiając wielkie pole do popisu dla naszej wyobraźni. Kochamy marzyć. Wymyślać scenariusze. Kreować przyszłość. Planować dalekie podróże. Jak bardzo przy tym jesteśmy pewni siebie! Tak często mówimy „chcę”, a nie „chciałbym”, „mogę” zamiast „mógłbym”, a „byłbym” zmieniamy na „będę”. Tak bardzo wierzymy. Tak mocno chcemy. Wiemy tak niewiele.
Pamiętam, jak leżąc na dywanie do góry brzuchem, z nogami na kanapie, planowałyśmy naszą przyszłość. Jak piekłyśmy razem ciasta, a potem korzystając z tego, że nikogo nie ma, siadałyśmy na blacie w kuchni i wymyślałyśmy coraz to nowsze przepisy, które w przyszłości wykorzystamy w naszej wspólnej cukierni. Kiedy śmieliśmy się głośno, idąc ulicą, rozważając przygody, które spotkamy na naszej drodze. Pamiętam jak przy muzyce zawsze było nam lepiej myśleć o wspólnym zespole, wielkiej sławie, trasie koncertowej. Mieliśmy pojechać do Australii, żeby przytulać koale, pływać z różowymi delfinami, mieszkać w iglo i oglądać wszystkie zorze polarne. Uczyć się języków, pisać książki, mieć kupę kasy, mieszkać w wielkich domach, jeździć wypasionymi samochodami. Zmieniać świat. Kto z was kiedyś nie miał takich marzeń?
Uwielbiam, kiedy nasza przyszłość wydaje się być jak obrazy Radziewicza: jedną wielką podróżą w nieznane, przepełnionym kolorami i chwilową melancholią czasem. Kiedy patrząc na nie, mamy wrażenie, ze sami jesteśmy pasażerami latającej machiny, alegorii naszego życia, która porusza się do przodu, w niezbadane obszary przyszłości.
Uwielbiam patrzeć na jego wizję procesu myślenia jako systemu trybików i śrub, w którym jedna myśl pobudza do życia wiele innych. I wyobrażam sobie z jaką prędkością musi się to wszystko obracać w naszych głowach, kiedy do gry wchodzą marzenia. Rozpędzają do maximum każdą najmniejszą śrubkę, zajmując tym samy całą naszą głowę, a jednocześnie są czymś tak przyjemnym, lekkim i całkowicie naturalnym, że cały system zamiast wariować, przechodzi reset i działa lepiej.
Marzyliśmy często, mimo że przyszłość jest tematem niepewnym, wzbudzającym respekt, czasem wręcz przerażającym. Podziwialiśmy zachody słońca, kiedy traciliśmy wiarę, bo dodawały nam otuchy. Były, i nadal są, najlepszym dowodem na to, że nawet koniec może być czymś pięknym.
Zawsze gdzieś z tyłu głowy błąka się myśl, że wszystko co mówimy i tak nigdy się nie spełni. Myśl, że nasze marzenia są tak ulotne jak słowa, którymi je opisujemy. Ale my dalej mamy marzenia. Bo co innego jak nie one, ma trzymać nas przy życiu?
Zajrzyj, bo warto:
www.radziewicz.art.pl