Zaznacz stronę

Nie byłam do końca pewna, czy po moich policzkach spływają łzy, czy to tylko krople Deszczu spadające z grafitowego nieba. Może nie powinnam była stać na środku chodnika podczas ulewy, ale najzwyczajniej w świecie nie obchodziło mnie wtedy nic, żadne obowiązki, plany, a już na pewno nie przechodnie, pędzący przed siebie jak szaleni. Tak bardzo potrzebny był mi Deszcz, chłód, to uczucie wody swobodnie spływającej po moim ciele. Zebrało mi się na śmiech, kiedy z zimna tak bardzo się trzęsłam, że moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Chciałam coś poczuć i Deszcz dobrze o tym wiedział, kiedy delikatnie muskał kroplami nie tylko moją skórę, ale docierał też do duszy, wymywając z niej kurz codzienności. Był moim ratunkiem w bezsensowne dni. Ja byłam jego ostoją pośród uciekających ludzi, gdzie mógł na chwilę się zatrzymać i znaleźć spokój podczas burzy.

Alexandre Benois, „Bulwar w Bazylei podczas deszczu”, 1896

Byliśmy dobrymi przyjaciółmi.

Pierwszy raz spotkałam Deszcz kiedy byłam mała, a dokładnie w momencie, kiedy wesoło biegając po podwórku w moich różowych kaloszkach i z małą parasolką w rączce, potknęłam się i zaliczyłam centralne spotkanie z wielką kałużą. Cóż, trochę słaby sposób na rozpoczęcie znajomości, ale mawiają, że początki zawsze są trudne. Miałam wrażenie, że Deszcz próbował mi to potem wynagrodzić- pozwalał śledzić ruch swoich kropli po szybie i sprawiał, że pierwsza na dół zawsze docierała ta, którą wybrałam. Podczas burzy szeptał cicho historie o bogu piorunów, a ja z każdą rozświetlającą niebo błyskawicą liczyłam na to, że za chmurami zobaczę cień rozzłoszczonego Zeusa. Właściwie zawsze dobrze się razem bawiliśmy, ale nigdy mi nie mówił, kiedy przyjdzie znowu. Ja nigdy nie przestawałam czekać.

Kiedy człowiek dorasta, Deszcz zaczyna mu przeszkadzać. Bo to zakupy zmokną, to fryzura popsuje się od wilgoci, a jak będziesz mieć farta, to obleje cię samochód, którego kierowca nie bardzo przejmuje się twoimi nowymi spodniami. Ja nie chciałam być dorosła. Kiedy tylko mogłam, tańczyłam w rytm spadających kropli i śpiewałam pod nosem „Ciągle pada…” dziwiąc się, że nikt nie chce tego robić ze mną. Lubiłam mieć pokręcone od wody włosy, a przez kałuże przeskakiwałam ze śmiechem na ustach. Nigdy nie wiedziałam, kiedy znów go zobaczę, więc cieszyłam się każdą chwilą, gdy był obok. W dodatku za każdym razem coraz bardziej zakochiwałam się w nierytmiczności kropli stukających w parapety, w harmonii szumu i ciszy, która pozornie zapadała na świecie, zaganiając wszystkich do domów. W jego zapachu, bo pachniał życiem, zapachu, którego czasem mi brakowało.

Pierre Dubreuil, „Opera, deszczowy dzień”, 1909

Tak jak każda znajomość nasza też musiała przejść swój kryzys. I mimo że deszcz nie opowiada mi już historii o Zeusie kryjącym się za chmurami, ani nie bawi się w żadne zabawy i tak mam wrażenie, że zawsze jest wtedy, kiedy go potrzebuję. Czasem w najgorszych chwilach mojego życia ciężkie krople spadają z góry, jakby niebo zaczynało płakać w tym samym momencie co ja, chcąc podkreślić dramatyczność nieprzyjemnej sytuacji (jak w prawdziwych holiłudzkich filmach).

A może to ja zaczynam płakać, kiedy na zewnątrz pada?

Vincent van Gogh, „Ogród z ludźmi spacerującymi w deszczu”, 1886

Tak naprawdę Deszcz nauczył mnie więcej, niż sądziłam, że mogę się od niego nauczyć. Dał mi porządną lekcję cierpliwości, każąc czekać na siebie w nieskończoność podczas upalnych letnich dni. Pokazał, że burzowe wieczory są idealnym momentem, żeby otulić się kocem i z kubkiem herbaty w dłoni zagrać z rodziną w starą planszówkę albo sięgnąć po ulubioną książkę. Nauczył pokory i szacunku do siebie i natury, znikając na dłużej, niż mogłyby wytrzymać to rośliny i… ja sama. Dał do zrozumienia, że po każdej, nawet największej burzy, którą spotkamy na naszej drodze, zawsze kiedyś wyjdzie słońce. Że jeśli nic nie układa się dobrze, to znaczy, że jeszcze się nie skończyło.

Kamila Mistarz, „The rain”, 2017

Deszcz zawsze potrafił zabrać ze sobą wszystkie smutki. Wciąż nie wiem, co ma takiego w sobie, że nie potrafię oderwać wzroku od jego kropli spadających z nieba. Nie zachłysnąć się chłodnym, orzeźwiającym powietrzem, na które chwilami czekam spragniona, jak kwiat po długiej suszy. Że nadal nie umiem zamknąć okna, kiedy na zewnątrz słyszę jego głos.

P.S. Nadal liczę na to, że jak postoję trochę na Deszczu, to urosnę.