Zaznacz stronę

Mimo że jestem optymistką z natury, zawsze mówiłam, że w jedną rzecz bardzo ciężko jest mi uwierzyć – w ludzi. I tak jak Einstein kiedyś stwierdził, że jeśli coś na świecie się nie kończy, to jest tym ludzka głupota, tak ja jestem dziś przekonana, że stworzył wtedy nową prawdę uniwersalną. Bo chcąc nie chcąc nie mamy innej opcji jak tylko przyznać, że wszystko co złe na tym świecie wychodzi od nas samych. Mamy swoje destrukcyjne tendencje w kwestii siebie, ale i całego świata, mimo że często robimy rzeczy (ups!) niechcący albo nie mamy pojęcia o ich konsekwencjach (bo myślenie jest zgoła bolesne). Dlaczego więc ten cały koronawirus miałby być tylko przypadkiem? Jeśli usiądziemy teraz i w obecnej pandemicznej sytuacji wysilimy nasze szare komórki, to rzeczywiście jesteśmy w stanie dojść do wniosku, że to wszystko jest jednym wielkim spiskiem skierowanym w stronę ludzkości. Czy sprawka Amerykanów? Chińczyków? Nie, tym razem to Ziemia w trochę drastyczny sposób daje nam do zrozumienia, że ma nas, delikatnie mówiąc, dosyć.

I może brzmię patetycznie, może trochę dziecinnie, może od kwarantanny dostaje powoli fioła. Ale o tym, że delfiny mogą wpłynąć kiedyś do Wenecji, to ja nie wiedziałam.

Szok i niedowierzanie! – Edward Munch – Krzyk

 

Mam w sobie takie coś, że nie wierzę w przypadki. A może po prostu lubię wyciągać lekcje z każdego nawet najgorszego wydarzenia, bo nie ma dla mnie nic gorszego niż beznadzieja sytuacji. Ale mimo wszystko właśnie tak się dzisiaj czuję. Zgubiona, zależna od innych. Bo nie mogę zrobić nic innego niż siedzieć i czekać, bezczynnie, z niepewnym jutrem. Zabawna sytuacja jak na naszą codzienność. Jak niby mamy znosić te bezsilność w czasach, kiedy jesteśmy nauczeni, że wszystko mamy od ręki, a co zepsute to się wyrzuca, bo można kupić nowe? Nie bardzo wiemy jak to jest coś stracić na zawsze i dajemy się ponieść nieskończonej panice, robiąc rzeczy nie mające racji bytu. To nie jest coś, co znamy. Nie wiemy, jak sobie z tym radzić. A nasze skrajne podejścia, bez względu na to, czy cholernie panikujemy czy lecimy na wywaleniu, są jeszcze gorsze, niż sama choroba.

Trzeba nam było wskoczyć w hiszpańskie kiecki, takie wiecie, jak z XVII wieku, już na samym początku. Siedzielibyśmy w domu, bo przez drzwi byśmy się za Chiny nie przecisnęli, a od razu i byśmy mieli po metrze przymusowego odstępu od innych. Nikt by nie wychodził na kawki i spacerki. Hiszpanie wiedzieli co robią (ale tylko jakieś ponad 300 lat temu).

Juan Carreno de Miranda – Portret Ines de Zuñiga y Velasco

Spisek Ziemi, a nie człowieka

Jak do tej pory świat z nami współpracował, a przynajmniej dawał się bez większych skutków wykorzystywać. Ha, tyle że wszystko ma kiedyś swój koniec. Nie jesteśmy w stanie przyzwyczaić Ziemi do naszego nowego trybu życia, ona nie nadąża i nigdy nie nauczy się tego robić. To nie jest tak, że jeśli uda nam się opanować tą całą sytuację, to żadna pandemia nas więcej nie spotka. To wszystko co dzieje się od początku roku to wersja demo świata przyszłości, świata, który Ciebie może nie obchodzić, ale dla mnie będzie jedynym, jaki poznam. Codziennością staną się nieposkromione pożary, zawahania pogody i gospodarki, problem z przeludnieniem, żywnością, nie wspominając już o tym, że sztuczna inteligencja może nas nie polubić. Pomyślał ktoś kiedyś o tym, że globalne ocieplenie odsłoni setki wirusów z przed lat, nieznanych i niebezpiecznych? Nie no pfff, bzdura, człowiek nie ma wpływu na to wszystko, powiedzą niektórzy. Tak jakby najczystsze od lat powietrze w Chinach i przejrzyste wody Wenecji, nie były wystarczającym dowodem na to, że jesteśmy największymi szkodnikami na świecie.

Ludzie chorują teraz na płuca, a Ziemia może znowu przez chwilę zacząć prawdziwe oddychać.

Co się tak naprawdę w życiu liczy

Tak sobie jeszcze pomyślałam, że ta cała kwarantanna to fajny moment na refleksje. Jak się jest odciętym od zewnętrznych bodźców to się zauważa zupełnie inne rzeczy. Zmieniają się priorytety. Dzieją się z ludźmi dziwne rzeczy. Normalnie cuda niewidy! Nie zdajemy sobie sprawy z powagi problemów, które nas nie dotykają, a jak już dotkną, to dopada nas olśnienie.

I nagle okazuje się, że matura na głowie, to nie jest największy problem jaki może istnieć. Nie ważne staje się to, jakim samochodem jeździsz do pracy, bo i tak siedzisz w domu. Nie chcesz diamentów, wielkiego pałacu na wzgórzu, kariery i sławy, bo największy zaciesz bierze się z dorwanej jeszcze w sklepie paczki makaronu i stosu papieru toaletowego, wartego teraz (z jakichś powodów) więcej niż złoto. Wakacje we Włoszech albo w tropikach nie są czymś, czym możesz się teraz pochwalić. Wszystkie plany stają się bezpodstawne, bo nie wiesz, co usłyszysz jutro, kiedy włączysz wiadomości. Jak to tak, nie mieć wszystkiego pod ręką? Nie móc zajechać do sklepu, wyjść na miasto, zobaczyć znajomych, kiedy tylko najdzie ochota? Wydaje się, że ludzie w dzisiejszym, zglobalizowanej rzeczywistości, nie znają takiego pojęcia jak „nie można”, bo przecież zawsze można było wszystko. Zostajesz w domu i musisz się uspokoić, zwolnić i wyrwać się z codziennego pędu. Kiedy ostatnio tak naprawdę spędzałeś tak dużo czasu ze swoją rodziną? Czy potrzebowaliśmy światowej pandemii, żeby mieć okazję spojrzeć na samych siebie z drugiej strony, przemyśleć skutki decyzji, dostrzec codzienne błędy? Nagle cieszą małe rzeczy, drobne sukcesy, strzępki pozytywnych informacji dające iskierki nadziei. Życie nabiera trochę innej wartości.

Nie wiem, kim jesteś. Nie wiem, co o tym sądzisz. Ale w czasach takich jak te, szacunek i wzajemna troska są większym priorytetem niż cokolwiek, kiedykolwiek wcześniej. Naprawdę, najlepszą opcją jest zostanie w domu. Nie potrzeba nam więcej takich obrazków (choć te szkielety dość dobrze się bawią).

Michael Wolgemut – Taniec śmierci

#zostanwdomu